12 grudnia 2009

Dr Dom

Powinni zabronić kręcenia takich seriali jak "House MD". - Dlaczego? - zapytał jeden z wyimaginowanych kolegów siedzących obok mnie.Wystarczy obejrzeć jeden odcinek. Ludzie przychodzą do szpitala z przeziębieniem albo bólem brzucha i okazuje się, że mają jakąś straszliwą (potencjalnie śmiertelną, niezmiernie rzadką, nieznaną i prawie niewykrywalną) chorobę, której nazwę ciężko wymówić. Najgorzej jest jak człowiek zaczyna oglądać będąc chorym i zaczyna podświadomie porównywać objawy do poszczególnych pacjentów do swoich. Nagle okazuje się, że mamy połowę z nich, a po przeszukaniu wikipedii okazuje się, że mamy ebolę, tyfus plamisty, rzeżączkę, raka i tasiemca. Następnie idziemy do lekarza przekazać mu tę fascynującą nowinę. Co po części sprawia, że praca lekarza nie jest naprawdę taka pasjonująca jak mogłoby się wydawać po kilku seansach z "ER" czy "Dr Housem". Pewnie za jakieś 5 lat będziemy mieli przynajmniej kilku młodych lekarzy, którzy myśleli, że idąc na medycynę będą się uczyć fajnych rzeczy i wykorzystywać je do rozwiązywania ciekawych przypadków, a w przerwie obiadowej ruchać się z Drem Rossem. Tymczasem większość i tak skończy na robieniu kolonoskopii starym ludziom, której nie chciało się zrobić starszym kolegom i koleżankom (bo robili je samemu będąc na początku swojej kariery). Jak w każdym zawodzie, student/stażysta dostaje najbardziej gównianą (hy hy hy) robotę. Chyba, że mamy specjalne względy u szefa, ale to chyba zależy od prywatnych spotkań z Dr. Rossem (pewnie w wersji starszej i mniej przystojnej niż George Clooney) w trakcie długich i nudnych nocnych dyżurów. Może jednak telewizja nie kłamie tak do końca...

Może też się zdarzyć, że po obejrzeniu kilku odcinków serialu część widzów pomyśli, że bycie cynicznym dupkiem z ego porównywalnym do wielkości penisów aktorów grających w filmach nie dla dzieci nagle sprawi, że będą fajnym, szanowanym super lepem na kobiety. Tylko jest jeden drobiazg. House'owi uchodzi to wszystko na sucho bo jest inteligenty. Inteligentny i logicznie myślący co zapewne skutkuje pewnością siebie. Poza tym ludzie tak naprawdę inteligentni (nie mylić z ludźmi tylko uważającymi się za intelektualistów) zazwyczaj maja rację. Statystyki mówią, że bardzo inteligentne jest jakieś 10% osób, podobna jest ilość debili, a zdecydowana większość to przeciętniaki, więc można z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że kolega/koleżanka zainspirowany/a zachowaniem Gregory'ego House'a nie należy do czołówki. Możliwe, że ja piszący ten tekst w tonie pełnym arogancji i przekonaniu o własnej racji i wyższości też nie należę do ludzi inteligentnych. W sobotę pisałem test Mensy, więc za dwa miesiące jak dostanę wyniki się przekonam(y).

Jakikolwiek będzie rezultat mojego testu, sens pisania tego wstępu, który nie przekazał ani grama informacji o serialu oraz czy obraz środowiska medycznego kreowany przez seriale jest prawdziwy nie ma żadnego wpływu na to, że "House'a" warto obejrzeć. To świetny serial detektywistyczny ze "skrzywieniem" medycznym. Problemem nie jest to kto zabił tylko co zabija danego pacjenta. Metody jakimi posługują się lekarze by do tego dojść zazwyczaj są zbliżone do tradycyjnych metod detektywistycznych (rozmowy z pacjentami, poszukiwanie poszlak mogących wskazać co zatruwa pacjenta). Co zresztą nie powinno dziwić bo sama postać House'a jest wzorowana na Sherlocku Holmesie, który z kolei wzorowany był na lekarzu Artura Conana Doyle'a - specjaliście w dziedzinie diagnostyki. Watsonem House'a jest Dr Wilson - onkolog i jedyny prawdziwy przyjaciel gł. bohatera. House ma też swoich Moriartych.(choć to porównanie może być odrobinę przesadzone). Najczęściej jest to szefowa szpitala, Dr Cuddy, ale często jest to ktoś z zewnątrz kto zazwyczaj przeciwstawia intelektowi House'a władzę lub pieniądze. Nie mówiąc już o starciach z członkami własnego zespołu, które dla kontrowersyjnego doktora są niemalże codziennością.

Oczywiście temat bardzo łatwo można było położyć i uczynić go niezmiernie nudnym. Bo o ile inteligentni ludzie są rzadcy to lekarze, który zrozumieją cały żargon stosowany w serialu jeszcze rzadsi. Na szczęście ekspozycja jest przeprowadzana na tyle sprawnie, że nawet laik nie powinien się pogubić, a lekarze będą mieli po prostu większą frajdę. Zwykły widz może nie wiedzieć o jakiej chorobie rozmawiają w danym momencie lekarze, ale to nie jest ważne. Ważne są związki przyczynowo-skutkowe między objawami i chorobą, jej cechy itp., a te zazwyczaj są wyłożone dość dokładnie w wielu burzach mózgów przeprowadzanych przez House'a i jego współpracowników: dra Chase'a (drań z twarzą niewiniątka), dra Foremana (czarna wersja House'a, która nie postradała jeszcze zmysłów), dr Cameron (jedyna kobieta w ekipie - jak House sam stwierdził zatrudniona bo oprócz bycia specjalistą jest fajną laską - ja się z tym stanowiskiem zgadzam).

Przypadki pomimo tego, że ciekawe zarówno z medycznego punktu widzenia jak, i ze względu na to, że mówią nam wiele o ludzkiej naturze mniej więcej od połowy pierwszego sezonu schodzą na drugi plan i zamiast bycia tematem stają się motorem napędowym dla szerszej fabuły. Przypadek z danego odcinka zazwyczaj jest związany w jakiś sposób z przeszłymi lub obecnymi wydarzeniami z życia głównych bohaterów, którzy pomimo tego, że opisałem ich w poprzednim akapicie zaledwie jednym zdaniem nie są jednowymiarowi. Wraz z rozwojem fabuły postacie zmieniają się i ewoluują, a relacje między nimi są bardzo pasjonującym widowiskiem. Głównie z powodu trudnego charakteru tytułowego bohatera, który pomiata własną ekipą, jest w nieustannym konflikcie z przełożoną i prawnikami, którzy mają bardzo dużo pracy przez jego niekonwencjonalne metody. Jednak cała niechęć, którą powinien prowokować House jest bardziej na zasadzie "kto się lubi ten się czubi". House czubi się z całym światem i dlatego jego relacje z nim dla widza są dość interesującym spektaklem. Poza tym mamy romanse, przekręty, zdrady, kłamstwa i inne atrakcje. Scenarzyści nie oszczędzają nikogo i czasami może dziwić, że w kolejnym odcinku bohaterowie spotykają się jakby nigdy nic i dyskutują o kolejnym przypadku. Może to profesjonalizm, a może po prostu będąc w ciągłym stanie wojny z Housem już nie zwracają na takie "drobiazgi" uwagi? "House'a" cenię też za sporą dozę humoru najczęściej czarnego lub na pograniczu chamstwa, który pojawia się najczęściej gdy House zostaje zesłany przez szefową do przychodni aby zmagać się z niezbyt interesującymi go przypadkami przeziębień i innych powszechnych przypadłości, których diagnoza nie jest dla niego żadnym wyzwaniem. Poza tym pomimo wielokrotnie podkreślanej niechęci jaką House czuje do większości otoczenia (i vice versa) jego docinki i utyskiwania też zazwyczaj są zabawne oraz co najważniejsze pozbawione agresji i nienawiści. To wg mnie sprawia, że ludzie z nim wytrzymują, a nawet go lubią pomimo jego prostolinijności, bezkompromisowości i momentami bezczelności. Oczywiście wszystko  ma swoje granice. Zachowanie House'a przestaje być zabawne w momencie gdy zaczyna mu brakować środków przeciwbólowych, których potrzebuje (?) ze względu na dawną kontuzję uda i od których jest uzależniony.

Mnie szczególnie nie przeszkadzało gdy pochłaniałem po kilka odcinków dziennie, ale dla większości ludzi minusem może być schematyczność odcinków. Ktoś choruje, House i ekipa próbuje go wyleczyć stosując różne metody i często im to wychodzi, w tle rozwija się fabuła i życiorysy bohaterów, a na końcu można usłyszeć jakiś kawałek, którego tekst nawiązuje w jakiś sposób do treści odcinka. Dlatego żeby uniknąć znużenia formułą serialu najlepiej oglądać go w mniejszych dawkach. Dzięki drugiemu programowi telewizji polskiej co czwartek możemy obejrzeć kolejny odcinek. Obecnie emitowany jest sezon trzeci, ale dwa poprzednie można dostać bez problemu na DVD w cenie ok.100 zł za ponad dwadzieścia 45-minutowych odcinków, które starczają na długi czas gdy nie jest się akurat chorym i siedzi w domu jak autor tego tekstu. Niedługo święta, wiec polecam zasugerować rodzinie lub znajomym co chcecie znaleźć pod choinką (lub samemu kupić bliskiej osobie i z nią obejrzeć) bo "Doktor House" to kawał świetnej rozrywki.

PS. Tekst dotyczy pierwszych dwóch sezonów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz