14 marca 2010

Zeszytówko wróc, ale różowe okulary zostaw w szafie.

Niedawno w sieci pojawiła się szeroko zakrojona akcja (facebook, twitter, blog, artykuły w serwisach komiksowych) fanów komiksów wydawanych w zeszytach. Koledzy (koleżanki?) z rozrzewnieniem wspominają stare dobre czasy gdy jako dziecko mogli kupić komiks w każdym kiosku. Czy nie było wspaniale gdy TM-Semic 20 lat temu (a trochę później Dobry Komiks) co miesiąc wydawał przygody naszych ulubionych bohaterów? Też je miło wspominam. Z widzenia znał mnie każdy kioskarz na osiedlu. Też chciałbym móc wzorem mieszkańców cywilizowanego świata wracając z zakupów kupić sobie w kiosku komiks z przygodami Batmana, Spider-mana i innych. Niestety, powrót do tamtego modelu wydawniczego jest bardzo trudny o ile nie nieosiągalny. Sama akcja jest fajnym pomysłem, ale nie ma wielkich szans powodzenia. Częściowo ze względu na zupełne oderwanie od rzeczywistości niektórych jej pomysłodawców. Nic dobrego też nie wyniknie z wytykania palcami tych wg miłośników zeszytów są odpowiedzialni za taką postać rzeczy. Organizatorzy takimi zagrywkami wystawiają się jedynie na pośmiewisko. Bo wbrew temu co się niektórym wydaje nie ma żadnego tajnego spisku wydawców, grupy Kawangardowej, Masonów, Cyklistów ani żadnej innej grupy interesów. 

Żadnego wydawcy komiksowego w Polsce najzwyczajniej nie stać na tak ogromną inwestycję jaką jest wydawanie serii w zeszytach. Wydanie albumu będącego zamkniętą całością lub częścią krótkiej serii jest bardziej opłacalne, mniej ryzykowne i szybciej się zwróci. Koszty wejścia na rynek z taką inwestycją są dużo niższe. Może to zrobić jedna osoba z odrobiną oszczędności i tak to często wyglądało w przeszłości. Jakby coś nie wypaliło to wydawca zostaje co najwyżej z dużą ilością podpałki i nadzieją, że za jakieś 5 lat cały, zazwyczaj niewielki) nakład zejdzie i inwestycja się zwróci. Nikt nie będzie miał do niego żalu i nie będzie wieszał na wydawcy psów w internecie za niedokończone serie. Tymczasem, żeby wydawać serię w zeszytach wypadałoby mieć na koncie kilkaset tysięcy złotych. 

"No co ty Dembol, kilkaset tysięcy złotych na wydanie takiej śmiesznej małej broszurki?! Do reszty Ci odbiło? Ty de(m)bilu, lol!"

Zastanówmy się nad specyfiką wydania w zeszycie. Taki komiks musi być łatwo dostępny. Najlepiej w prawie każdym kiosku. To wymusza duży nakład. Wydaje mi się, że przynajmniej 10 tysięcy. Druk kosztuje. Poza tym komiks musi wychodzić w równych odstępach czasu, bez opóźnień. Fan komiksu na album poczeka i 5 lat jak będzie trzeba. Przeciętny Nowak czy Kowalska zajmie się czymś innym i nawet jeśli komiks wreszcie wyjdzie to wielu go już nie kupi. Żeby utrzymać terminowość potrzeba pieniędzy nie na jeden zeszyt tylko na całą ich serię. 10-12 numerów... może mniej. Wszystko po to by na początku uniezależnić się od dynamiki sprzedaży pierwszych numerów, które miałyby finansować następne. Może się zdarzyć przecież, że dystrybutorzy nie przeleją należnej kasy przez kilka miesięcy lub lud nie rzuci się na komiksy nawet gdy będą tanie i dostępne. Właśnie! Wypadałoby komuś sprzedać te komiksy. Najlepiej wszystkim. Tylko, że z tym może być problem. Nie oszukujmy się, nie ma czegoś takiego jak "pokolenie TM-Semic". Nawet jeśli ktoś kupował 15 lat temu komiksy nie oznacza, że kupi je dzisiaj. W mojej klasie w podstawówce nie było chłopaka, który nie miałby chociaż kilku numerów. Dzisiaj komiksy czyta może trzech. Tylko dla jednego jest to czołowe z zainteresowań. Tylko jeden za nie płaci. Młode pokolenie ma jeszcze mniej poszanowania dla praw autorskich i nie jest przyzwyczajone do płacenia za dobra kultury. Po co płacić za komiks skoro można go (lub film, płytę, grę) ściągnąć, a za piątaka kupić browar. Do tego dochodzi przekonanie, że komiks jest dla dzieci. Dorosły nie kupi bo jest dorosły, a ostatnie czego pragnie przeciętny nastolatek to być uważany za dziecinnego. W Polsce nie ma tradycji w czytelnictwa komiksu. Jest kilka evergreenów, a cała reszta to głównie zabawa dla wąskiej garstki fanów. Dzięki filmom, które od kilku lat wypluwa Hollywood, superbohaterowie teoretycznie mają większą szansę zaistnienia niż nawet najlepszy i najbardziej popularny komiks z innego gatunku. Tak na marginesie dziwi mnie zupełne zignorowanie tego faktu przez wydawców. Jakiś przyzwoity pojedynczy TPB np. o Iron Manie za niezbyt wygórowaną kasę (w nakładzie/cenie zbliżonej do tego co oferowało Manzoku) przy okazji premiery filmu powinien spokojnie zejść i zarobić kilka złotych. Oczywiście mogę się mylić, nie mam wszystkich danych. Kolejnym problemem z wydawaniem zeszytów to sama ich zawartość. Króluje dekompresja fabuły. Mało jest zeszytów, będących odrębnymi opowieściami. Zamiast wydawać kasę przez pół roku na sześć zeszytów (30-60 zł) z jedną opowieścią potencjalny klient może woleć książkę, film, czasopismo albo TPB. Za 10 zł, które jest maksymalną ceną jaka wydaje mi się sensowna jeśli chodzi o zeszyty, można kupić Machinę, Men's Health, Wprost, Angorę lub inne pismo, które oferuje dużo więcej zawartości niż komiks za tę samą cenę. Uniwersa Marvela i DC są bardzo zagmatwane, pogrążone w crossoverach i ogromnych eventach. Historie opierają się w dużej mierze na dawnych zaszłościach, których przez 60 lat nagromadziło się co niemiara i z którymi Polacy nie mieli styczności. Czytanie tego czego się nie rozumie jest antytezą rozrywki, której komiks ma przecież dostarczać. Żeby dotrzeć do przeciętnego Polaka, który nie jest obeznany z komiksami wypadałoby mu zaserwować coś co może łatwo przyswoić bez doczytywania zbyt długich streszczeń czy innych zeszytów. Znaleźć taką serię będącą jednocześnie rozpoznawalną marką jest coraz ciężej. Żeby dotrzeć do mas, a jest to konieczne jeśli chce się zarobić ze sprzedaży zeszytów trzeba być tez jak najbardziej przejrzystym i nie komplikować nadmiernie sytuacji. Wydawanie kilku serii o zbliżonych nazwach (New X-men i Ultimate X-men, Amazing Spider-man i Ultimate Spider-man) było wg mnie jedna z przyczyn porażki Dobrego Komiksu. Gdy pojawiły się pierwsze zeszyty od DK byłem odrobinę na bakier z komiksem amerykańskim i wprowadzało to lekki zamęt nawet pomimo tego, że co nieco wiedziałem o komiksach. Komiksów amerykańskich nie czytałem w owym okresie bo kupowałem mangę. Ach, manga. Te nie-komiksy z Japonii, czytane od tyłu. Kolejny poważny konkurent w drodze zeszytów do portfeli i serc czytelników. Za ok. 15 zł klient dostaje niecałe 200 stron komiksu. Niepowiązanego z dwudziestoma innymi seriami, o dużo szerszej rozpiętości tematycznej niż goście w lateksie tłukący się po mordach, które pomimo tego czego chciałyby feministki przemawiają głównie do samców. Tym sposobem przez tematykę komiksów z USA odpada praktycznie połowa rynku. Dołóżmy do tego Empikowych czytaczy, ogólną czepialskość fanów komiksu i pewnie kilka innych drobiazgów, które mi nie przyszły do głowy. Nagle brak zeszytów na rynku przestaje dziwić.

Fani zeszytów, przeczytajcie powyższy akapit 2-3 razy i zastanówcie się chwilę. Załóżmy że macie, powiedzmy, 300 tys. złotych. Nie takich, które spadły z nieba. Takich na które harowaliście jak wół albo które kiedyś komuś trzeba będzie oddać (z procentem). Pieniądze od wykorzystania których zależy to czy będziecie mieli co zjeść lub które moglibyście wydać na mieszkanie, jego remont, wypasione wakacje (przez następne 10 lat) lub cokolwiek co się wam zamarzy. (np. wydać kolejne albumy, które są mniej ryzykowną inwestycją). Czy wolelibyście je zainwestować w wydawanie zeszytowe, które jak pokazuje wcześniejszy akapit ma dość duże szanse na niepowodzenie czy w coś innego co zarobi na siebie szybciej i w miarę bezboleśnie? Wydawcy sobie już dawno odpowiedzieli i to nie ich wina, że prawie nie wydają zeszytów. Taki mamy rynek. Kto się nie przystosuje do warunków z niego zniknie. Zresztą nawet w USA pojawiają się głosy, że ten format to przeżytek i powinno się zmierzać bardziej w stronę magazynów czy antologii. Zbliżonych do niedawnego eksperymentu DC pt. Wednesday Comics, magazynów 2000AD albo Heavy Metal, komiksów Marvela wydawanych przez Panini w Wielkiej Brytanii i kilku innych krajach o mniejszych rynkach czy magazynów komiksowych z Japonii. W Polsce w podobnej formie Egmont w marcu startuje z Fantasy Magazynem. Jak pisałem na początku, chciałbym móc kupić komiks w każdym kiosku, ale staram się być realistą. Jeśli doczekamy się u nas regularnych publikacji rodem z Marvela i DC to wydaje mi się, że prędzej w takiej formie niż w zeszytach.

12 marca 2010

Newsy ze świata mango #1

evil.manga.pl chwilowo działa wolniej niż ślimak na żółwiu idącym w przeciwnym kierunku, więc newsy będą tutaj. Jakby ktoś nie wiedział to informuję, że EMPL zajmuje się głównie japońskim komiksem dla dorosłych i japońskim komiksem zdrowo popierdolonym.

FANTAGRAPHICS będzie wydawać mangi. Kilka dni temu Matt Thorn powiadomił świat o zakończeniu czteroletnich negocjacji z wydawnictwem Shogakukan. Owocem tego będą nowe mangi na rynku amerykańskim. Pierwsza pozycjapojawi się na rynku w październiku tego roku. Na pierwszy ogień pójdzie Drunken Dream, antologia prac Moto Hagio - pionierki shoujo (komiksu dla dziewcząt). Tomik będzie zawierał opowieści z lat 1971-2007 czyli dostajemy przegląd sporego okresu twórczości autorki.

W grudniu pojawi się pierwszy tom Wandering Son Shimury Takako dotykający tematyki transseksualizmu. Bohaterami jest dwójka przyjaciół z piątej klasy, którzy poza typowymi problemami związanymi z dorastaniem mają problemy z określeniem swej tożsamości. Schuichi jest chłopcem chcącym zostać dziewczynką, a Yoshino na odwrót.
Mnie osobiście oba tytuły średnio interesują, ale skoro Fantagraphics zdecydowało się je wydać nie powinny być słabe, a już na pewno nie będą sztampowe i nudne.
Tutaj oficjalny news od wydawnictwa.
Tutaj mniej, zawiera reakcje amerykańskich blogerów i serwisów mangowych (w większości pozytywne).
Jeszcze sporych rozmiarów wywiad z Moto Hagio przeprowadzony przez Matta Thorna.

Najnowszy tom One Piece wydrukowano w nakładzie 3 milionów egzemplarzy. To największy nakład pierwszej edycji komiksu w Japonii. Poprzedni rekord - 2,85 mln należał do poprzedniego tomu One Piece. W pierwszym tygodniu sprzedaży sprzedano niecałe 1,7 miliona egzemplarzy przygód Luffy'ego i jego wesołej, pirackiej załogi. Reszta rankingu najlepiej sprzedających się mang zeszłego tygodnia na ANN. Cieszy dobra sprzedaż JJBA: Steel Bal Run (miejsce 6) i 11 czternastego tomu MPD Psycho znakomitego horroru, który w USA wydaje Darkhorse. Ultimo Stana Lee dopiero na miejscu 23. z "marnymi" 37 tysiącami sprzedanych egzemplarzy.


Nominacje do tegorocznych nagród Tezuki. Naprawdę chciałbym napisać więcej, ale nie znam żadnej z tych pozycji. Przypomnę tylko, że w zeszłym roku wygrało kilka naprawdę dobrych komiksów. 3/4 nagrodzonych jest/będzie do kupienia w USA.
  • Grand Prix: Fumi Yoshinaga - Ōoku: The Inner Chambers - Wizja feudalnej Japonii w której większość mężczyzn wyginęła co doprowadziło do odwrócenia ról w społeczeństwie. Wyd. USA Viz.
  • Grand Prix: Yoshihiro Tatsumi - Gekiga Hyōryū (A Drifting Life) - epicka autobiograficzna opowieść Tatsumiego pokazujaca początki mangi dla dorosłych w Japonii. Wyd. USA - Drawn&Quarterly.
  • Krótka forma: Hikaru Nakamura - Saint Oniisan (Młodzi święci) - Młodzi Budda i Jezus wynajmują razem mieszkanie. Czy muszę pisać więcej? To niestety jedyna pozycja niedostępna po angielsku.
  • New Artist Prize : Suehiro Maruo - Panorama-tō Kitan (Strange Tale of the Panorama Island) - Komiks jednego z naszych ulubieńców. Jest to adaptacja powieści Edogawy Ranpo. Główny bohater to niespełniony pisarz s-f, któy odkrywa niesamowite podobieństwo do zmarłego dawnego kolegi z klasy,dziedzica bogatej rodziny. Pisarz pozoruje własną śmierć, podmienia zwłoki w grobie kolegi i daje się znaleźć na plaży pozorując utratę pamięci. To pozwala mu zająć miejsce "nieboszczyka" i wykorzystać jego pieniądze i władzę do budowy fantastycznej wyspy. Na jesieni zostanie wydane nakładem Last Gasp. Poniżej okładka.


Drugi tom Solanin już można kupić. Odległa dzielnica jeśli wierzyć sklepowi Gildii powinna być dostępna za półtora tygodnia. Wszystko od Hanami.


I tyle na dzisiaj. ROBOTI - fajne rosyjskie elektro jako bonus.