26 kwietnia 2010

We require more Vespene gas! (Wrażenia z bety Starcraft II)

Nie wiem jakim cudem udało mi się zostać wylosowanym do bety Starcrafta 2. Jako wierny klient i fan produktów Blizzard już dawno miałem konto na nowym battle.necie i z niecierpliwością wypatrywałem kolejnych informacji na temat najnowszej odsłony najlepszego RTSa w historii. Pomimo antycznego komputera postanowiłem spróbować szczęścia  i się opłaciło. Dostałem zaproszenie do otwartych beta testów i pogrywam od czasu do czasu. Niestety nie tak często jak bym chciał bo korzystam z uprzejmości siostry i jej laptopa, ale lepsze to niż nic. Kampanie w których będzie się można mierzyć z misjami zaprojektowanymi przez autorów i komputerowym przeciwnikiem pojawią się w trzech kolejnych sprzedawanych osobno grach. Każda będzie zawierać misje dla innej rasy. Z tym, że wystarczy pierwsza część do gry wszystkimi rasami w trybie multiplayer. W tym roku pojawi się SC2: Wings of Libery (kampania Terran), a potem kolejno wydawnictwa z kampaniami Protossów i Zergów. Jak zapowiadają autorzy każda gra ma dodawać nowe jednostki i umiejętności dla trybu dla wielu graczy, a dodatkowo w kampanii dla jednego gracza będzie można też korzystać z wielu innych jednostek, które nie będą dostępne podczas potyczek z żywymi przeciwnikami. Kampania oczywiście nie jest dostępna w wersji beta. Można tylko mierzyć się z innymi entuzjastami Starcrafta przez battle.net.
Opis warto zacząć od samego battle.netu, który zmienił się nie do poznania. Gracz dostaje do dyspozycji nowy fajny interfejs, który wspomaga integrację i komunikację między fanami nie tylko Starcrafta, ale także innych gier Blizzarda. W pełnej wersji będzie można podpiąć swoje konto pod FaceBooka i rozszerzać swoje przyjaźnie poza świat wirtualny. Jako, ze gram sam (So lonely;( nie dane mi było się zapoznać z większością tych udogodnień, ale z tego co widziałem w filmach i prezentacjach zapowiada się obiecująco. Do tego dodano osiągnięcia znane z konsol, avatary i inne bajery, które gracz może sobie wywalczyć spełniając odpowiednie wymagania. Minusem jest fakt, że nie zaplanowano opcji walki przy użyciu sieci lokalnej. Gra cały czas ma się łączyć z battle.netem. Z jednej strony fajnie bo zrobi się z tego ciekawy portal społecznościowy dla fanów Blizzarda. Z drugiej LAN Party u kumpla z wolna chatą to niestety przeszłość, chociaż gracze na pewno znajdą możliwość ominięcia tej przeszkody to pewien niesmak pozostaje.

Przejdźmy do samej gry. Oś fabularną stanowi konflikt miedzy trzema rasami: ludźmi (Terranie), Protossami i rojem Zergów. Fabuła pierwszej części była bardzo wciągająca i "dwójka" ma ją kontynuować. Wracają starzy znajomi: Kerrigan, Jim Raynor, Zeratul. Już znamy kilka nowych postaci (Tychus Finlay). Lecz to nie świetna opowieść zapewniła grze tak ogromny sukces. Pierwszy Starcraft był (i jest) świetną grą dla wielu graczy. Każda rasa ma swój odmienny klimat i wymaga innego stylu gry, strategii i pomimo tego są dla siebie równorzędnymi przeciwnikami. Oczywiście nie tak było od razu. Jak każdy produkt SC był stopniowo patchowany, co doprowadziło do prawie idealnego balansu i usunęło większość taktyk, które nie zależałyby od umiejętności i wiedzy gracza, a od błędów czy za małej/zbyt wielkiej sile danych jednostek. Przez 12 lat od powstania gry scena rozrosła się ogromnie. Zresztą ciężko mówić o scenie jeśli w Korei Płd. działa regularna (i najlepsza na świecie) liga Starcrafta, na całym świecie rozgrywane są mniej lub bardziej profesjonalne turnieje, a najlepsi gracze zarabiają na nich setki tysięcy dolarów rocznie. Profesjonalny Starcraft był zresztą tym co przyciągnęło mnie do tej gry z powrotem. Przy okazji szukania informacji o kontynuacji znalazłem kilka filmików przedstawiających profesjonalne mecze z komentarzem (jak w "prawdziwym" sporcie). Gracze wyprawiali w nich rzeczy i stosowali taktyki, których w życiu bym się spodziewał (ani nie wymyślił), więc i mnie naszła ochota na zdmuchnięcie kurzu z płytek z grą.

Druga część zachowała podstawowe cechy pierwszej odsłony. Jest to dalej gra szybka, agresywna, wymagająca trzeźwego myślenia i błyskawicznego podejmowania decyzji. Mamy te same trzy rasy i filozofia w kierowaniu nimi pozostaje niezmieniona. Zergowie to dalej rasa bardzo szybka. Jednostki i budynki są mało wytrzymałe, ale nadrabiają liczebnością i zdolnością regeneracji. Oddziały mogą się również chować pod ziemią, a teraz niektóre nawet poruszać zakopane. Protossi są wolniejsi, ale za to mają potężne tarcze energetyczne, które sprawiają, że jednostki są bardziej wytrzymałe. Jednostki są potężniejsze, ale za to więcej kosztują i strata każdej boli dużo bardziej. Dodatkowo tarcze regenerują się bardzo szybko. Terranie są gdzieś pośrodku jeśli chodzi o liczebność, ale za to mają świetną obronę, jako mogą naprawiać jednostki mechaniczne i budynki. Maja też najwięcej jednostek "uniwersalnych", które sprawdzają się w wielu sytuacjach i są bardzo mobilni, dzięki zdolności unoszenia swoich budynków w powietrze.

Jeśli chodzi o jednostki to potkamy wielu starych znajomych z "jedynki". Powracają Marines, Zerglingi czy Lotniskowce Protossów, ale niestety wiele świetnych jednostek wróci tylko w misjach dla jednego gracza. W multiplayerze ich miejsca zajęły nowe. Czy lepsze? Tego jeszcze nie wiem, ale pod względem designu czy zastosowania raczej wpisują się nieźle w swoje rasy. Wiele jednostek (starych i nowych) ma nowe umiejętności zarówno aktywnych jak psionic storm czy huner seeker missile czyniące spustoszenie wśród jednostek biologicznych i pasywnych działających bez udziału gracza takich jak granaty niszczące budynki (Reaper) czy jednoczesne rażenie wielu jednostek (Mutalisk, Thor strzelający do jedn. latających). Dzięki nowym jednostkom, zdolnościom i budynkom praktycznie niemożliwa jest w 100% skuteczna obrona. Są jednostki potrafiące pokonywać nierówności terenu (Colossus, Reaper). Ciężej o detekcje niewidzialnych jednostek: Dark Templarów, Banshee, Ghostów czy zakopanych Zergów. Ci zresztą mogą niepostrzeżenie wskoczyć na tył bazy dzięki nowemu lepszemu Nydus Worm. Podobnie Protossi, którzy dzięki nowym technologiom mogą przyzywać jednostki dzięki sprytnie postawionemu Pylonowi lub nowemu statkowi transportowemu. Jednostki często są bezużyteczne w starciu z jednym typem przeciwnika (np. nie mogą strzelać do jednostek latających) ale za to rozwalają inne w puch bez problemu. Stąd jeszcze większa rola zwiadu i sprawdzania co przeciwnik knuje, żeby móc przygotować odpowiednią kontrę. Nowe zdolności oznaczają też kolejne nowe strategie, które już się pojawiają pomimo tego, że gra stosunkowo niewielka liczba ludzi od jakiegoś miesiąca. Strach się bać co będzie gdy zabiorą się za to profesjonaliści. Taktyki wynikające ze złego balansu powoli są eliminowane dzięki kolejnym patchom. Czasem wystarczy wydłużyć czas budowy, zmienić koszt budynku czy jednostki i już sposób na wygranie 99% gier przy niewielkich umiejętnościach jest dużo mniej skuteczny. Pierwsza część na osiągniecie obecnego balansu potrzebowała kilku lat, więc i tutaj będzie trzeba poczekać aż SC2 na stałe zagości w rozgrywkach.
Wspomniana przeze mnie profesjonalizacja jest z jednej strony zaletą, a z drugiej największym przekleństwem tej gry. Może pamiętacie z dzieciństwa takie momenty gdy przychodziliście sobie pokopać piłkę na boisku. Czasem wpadali chłopcy grający w okręgówce i kopali wam tyłki 15:1 tak, że odechciewało się grać. Tak wyglądało moje pierwsze zetknięcie z betą Starcrafta 2. Po dłuższej przerwie od jakichkolwiek gier (nie licząc Spelunky) wpadam na battle.net i skończyło się bilansem 2-17 po pierwszych kilkunastu rozgrywkach. Z których większość rozegrałem Terranami, których dobrze znam z jedynki i których podstawowe taktyki kojarzę. Nawet nie chodzi o to, że przegrałem, ale jeśli ktoś wpada mi do jedynej bazy po 10 minutach ogromną armią z którą nie mam jak walczyć, a którą przeciwnik mógł zbudować bo zapomniałem o zwiadzie czy nękaniu jego zbieraczy minerałów i gazu co osłabia jego gospodarkę i zdolności produkcyjne. Na filmikach profesjonalistów i w ogóle lepszych graczy to wszystko wygląda trywialnie proste, ale w praktyce jednoczesne zarządzanie kilkoma bazami, walka i nękanie tyłów przeciwnika, zwiad, ciągły rozwój i produkcja jednostek oraz dostosowywanie się do posunięć wroga nie jest takie proste. Początkujący gracz może się poczuć przytłoczony ilością rzeczy o których musi pamiętać i które musi robić jednocześnie.Co w połączeniu z brakiem równowagi pomiędzy rasami może doprowadzić do furii i frustracji, a taka gra już nie jest rozrywką. Zawsze można oczywiście grać z przyjaciółmi, spróbować Free-for-all gdzie często można pobawić się dłużej, spróbować swoich sił przeciwko sztucznej inteligencji (niestety tylko na poziomie very easy) i tam wypróbować jednostki itp. Blizzard próbuje również sprawić, że SC2 będzie zabawą zarówno dla graczy profesjonalnych jak i zwykłych ludzi dzieląc battle.net na ligi, które w zależności od koloru skupiają graczy o zbliżonym poziomie umiejętności, ale na razie to tylko beta. Nie wszystko jest dopracowane, więc dalej można trafić na killerów w swoich pierwszych rozgrywkach.

W patchu 9 poza tradycyjnymi zmianami cech jednostek i budynków udostępniono edytor map, który ma praktycznie nieskończone możliwości. Zmiana cech, wyglądu jednostek, łączenie ich. Poniższy filmik z zeszłorocznego Blizzcon pokazuje co można za jego pomocą stworzyć:

Jeszcze nie można publikować nowych map na battle.necie, a edytor dostępny jest od zaledwie kilku dni, ale moderzy już działają. Widziałem coś w stylu DoTA z Warcrafta 3, Mario Karts, a możliwości wydają mi się praktycznie nieograniczone. Strzelanka w stylu Alien Breed? RPG? TPP? To wszystko spokojnie można wygenerować, nie wspominając o masie tradycyjnych misji, map dla wielu graczy czy kampanii. Na razie wszystko raczkuje i koncentruje się bardziej na zabawie, ale jak tylko co bardziej zaawansowani twórcy map i modów do pierwszej części dostaną go w swoje ręce można się spodziewać spektakularnych efektów.

Pomimo wspomnianych wcześniej wad w rodzaju braku balansu wydaje mi się, że szykuje się kolejny hit. Balans jest do uzyskania kolejnymi patchami. Podobnie wszelkie inne usprawnienia. W momencie premiery nie powinno być większych zgrzytów. Może poza faktem, że będzie się wykosztować 3 razy jeśli chce się poznać całą fabułę. Podstawowa wersja ma w USA kosztować $60, a kolekcjonerska (wg mnie dodatki bardzo fajne) - 100$. Miejmy nadzieje, że w Polsce trochę spuszczą z ceny. Ja w każdym razie mogę nie jeść, mogę nawet nie pić piwa (wiecie, lato, plaża, dziewczyny... zresztą już o tym wspominałem), pewnie kupie wszystkie. Tylko najpierw muszę sobie sprawić nowy komputer...

PS.
Jeśli macie ochotę pooglądać mecze z komentarzem polecam 2 kanały na youtube:
http://www.youtube.com/user/HDstarcraft
http://www.youtube.com/user/HuskyStarcraft
Chłopaki naprawdę wiedzą co robią, znają się na grze, są zabawni i bardzo lubię oglądać filmiki komentowane przez obu. W momencie gdy kończę tego posta zajmują się pierwszą rundą zorganizowanego przez siebie turnieju HDH Invitational gdzie można obserwować 16 bardzo dobrych graczy z Europy, USA i Australii.

8 kwietnia 2010

Eisner Awards 2010

Ogłoszono nominacje do tegorocznych nagród Eisnera. Pełna lista nominacji na EMPL. Miałem się szerzej rozpisać na temat nominacji tam, ale tematyka strony trochę mnie ogranicza. Tutaj ten problem nie istnieje.

Jak już wspomniałem bardzo cieszą nominacje dla tak wielu mang. Trochę szkoda, że połowa znajduje się w jednej kategorii (Najlepsze amerykańskie wydanie zagranicznego materiału - Azja)gdzie dojdzie do bratobójczej walki pomiędzy wieloma świetnymi komiksami i gdzie naprawdę trudno wskazać zwycięzcę. Oto nominowani:
  • "The Color Trilogy", Kim Dong Haw (First Second),
  • "A Distant Neighborhood" Vols. 1-2, by Jiro Taniguchi (Fanfare/Ponent Mon),
  • "A Drifting Life", Yoshihiro Tatsumi (Drawn & Quarterly),
  • "Oishinbo a la Carte", written by Tetsu Kariya and illustrated by Akira Hanasaki (VIZ Media),
  • "Pluto: Urasawa X Tezuka", Naoki Urasawa and Takashi Nagasaki (VIZ Media),
  • "Naoki Urasawa’s 20th Century Boys", Naoki Urasawa (VIZ Media).
Nie dane mi się było zapoznać z manwhą Kim Donga Hawa, ani "Oishinbo", więc nie mogę o nich wiele powiedzieć. Może poza tym, że "Oishinbo" to bardzo popularna manga o jedzeniu. Magdalena Tomaszewska-Bolałek pisze o niej trochę szerzej w Kulturze Liberalnej. "A Distant Neighbourhood" właśnie ukazało się u nas dzięki wydawnictwu Hanami w jednym tomie pt. "Odległa Dzielnica". Moim skromnym zdaniem jest to najlepsza manga wydana przez Hanami i jedna z lepszych wydanych w Polsce w ogóle. Na razie będziecie mi musieli uwierzyć na słowo. Szerzej o niej napiszę w recenzji, która powinna się tu pojawić w przeciągu kilku dni. O "A Drifting Life" pisałem na Evil Mandze jakiś trylion razy. To wielka (dosłownie! - ma ponad 800 stron) autobiografia autora, który był jednym z pionierów mangi dla dorosłych. Nie jest to pozycja dla wszystkich, ale każdy którego zainteresowania wykraczają poza samo czytanie mangi , a zmierzają w kierunku komiksu jako medium czy dziedziny sztuki powinien się nią zainteresować. Mnie wciągnęła niesamowicie. Naoki Urasawa, którego dwie pozycje są nominowane w tej kategorii (a w całym plebiscycie ma aż 5 nominacji) jest wg mnie najlepszym tworzącym obecnie mangaką. W "Pluto" opowiada na nowo historię pt "Najlepszy robot na ziemi", której autorem jest Osamu Tezuka i która jest krótkim epizodem w "Astro Boyu". Urasawa potrafił z tej dość prostej opowiastki o bardzo złym robocie zabijającym inne roboty zrobić wielowątkowy komiks zarówno trzymający w napięciu jak i chwytający za serce. "20th Century Boys" opowiada o grupce przyjaciół. Śledzi ich losy od dzieciństwa, aż po starość, a tłem opowieści jest rozpowszechnianie się tajemniczego kultu "Przyjaciela", który zdaje się dość poważnie czerpać z dziecięcych zabaw bohaterów. Najbliższe skojarzenie z polskiego rynku to "Death Note" "na sterydach", ale bardziej realistyczny i pozbawiony akcji w stylu "wiedziałem, że wiesz, że tak zrobię wiec tak zrobiłem, ale jednocześnie zrobiłem jeszcze inaczej, czego na pewno nie przewidziałeś, a nawet jeśli to przewidziałeś i próbowałeś zapobiec to zrobię tak i wtedy wygram". Urasawa zresztą specjalizuje się w wielowątkowych opowieściach otoczonych aurą tajemnicy (poza nominowanymi warto się zapoznać z wcześniejszym "Monsterem"). Chociaż wszystkie pozycje z tej kategorii zasługują na uwagę to jednak "Pluto" albo "20th Century Boys" mają wg mnie odrobinę większe szanse na zwycięstwo.

Większość pozostałych nominacji mangowych została zgarnięta przez "A Drifting Life", "Odległą dzielnicę" i Urasawę. "20th Century Boys" w kategorii "Najlepsza trwająca seria" ma bardzo silnych przeciwników: "Żywe Trupy" ( wydanie PL - Taurus Media), bardzo chwalone "Irredemable" z Boom Studios czy świetne "Baśnie" (Egmont). "Pluto" w Best Limited Series/Story Arc pewnie przegra z "The Blackest Night", które wg mnie jest dużo lepsze niż tegoroczne eventy Marvela i samo w sobie jest świetną lekturą. Chociaż może to wynikać z tego, że czytam głównie Marvela, więc mogę cierpieć na przesyt przygodami Spider-mana czy X-men. Chociaż kto wie co jury siedzi w głowie. Wszystko okaże się na Comiconie w San Diego w lipcu gdzie ogłoszeni zostaną zwycięzcy.

Z niemangowych publikacji będę na pewno trzymał kciuki za "Beasts of Burden" Evana Dorkina i Jill Thompson. Czytałem tylko jeden zeszyt, ale sam koncept zwierząt domowych rozprawiających się ze złymi mocami rozłożył mnie na łopatki. Czekam na wydanie zbiorcze. W kategorii 'teen' jestem rozdarty bo z jednej strony jest "Beasts of burden", a z drugiej wzruszające "I kill giants" Joe Kelly'ego i Kena Nimury o nastolatce zmagającej się z "olbrzymami", zarówno prawdziwymi jak i wyimaginowanymi. W kategorii komedia na pewno "Scott Pilgrim", który już niedługo ukaże się w Polsce dzięki Kulturze Gniewu i który doczekał się filmowej adaptacji (trailer). Każdy miłośnik realistycznego rysunku i klasycznego komiksu przygodowego (gdzie mężczyźni są męscy, kobiety piękne, a wrogowie mają monokle i wąsik) powinien się również zainteresować zbiorczym wydaniem "Rocketeer" Dave'a Stevensa. Zazwyczaj jestem przeciwny kolorowaniem czegoś co świetnie wygląda w czerni i bieli, ale w tym przypadku kolory Laury Martin są mistrzowskie (stąd zapewnie nominacja dla najlepszej kolorystki... duh). Mistrzowskie jest również wydanie w twardej oprawie ze slipcasem i ogromem dodatków. Egmoncie patrz i ucz się. Ostatnim nominowanym wydawnictwem na które chciałbym zwrócić waszą uwagę jest książka "Art of Osamu Tezuka". Tezuka może nie był jakoś nadzwyczajnie utalentowanym rysownikiem, więc graficznych fajerwerków nie ma w tej książce zbyt wiele, ale jest ona świetnym przeglądem przez twórczość mistrza od wczesnych prac kierowanych głównie do dzieci, poprzez animacje aż po jego dojrzalsze pozycje. Poza sporą dozą ilustracji w albumie znajduje się również dużo informacji na temat życia i twórczości. Kolejnym świetnym dodatkiem jest DVD z dokumentem o Tezuce. Dla kogoś zainteresowanego historią i rozwojem komiksu w Japonii kolejny "must-have". Przez nominacje przewija się też kilka pozycji bardzo chwalonych na krajowych i zagranicznych blogach: "Asterios Polyp", "Monsters", "Stiches", "Book of Genesis", "Opowieści Hrabstwa Essex" (wydanie PL - Timof). Zresztą w większości wypadków nominacje nie są przypadkowe. Myślę, że pozostaje tylko je przejrzeć, rozeznać się co was najbardziej interesuję, a potem złapać za kartę kredytową i kupić wszystko. Że potem braknie na jedzenie... Jedzenie jest przereklamowane. Poza tym lato zbliża się coraz bardziej. Trzeba złapać formę, żeby móc pokazać się w bikini na plaży.

W tekście sporo linków do przykładowych plansz itp. żeby każdy mógł sobie obejrzeć i zobaczyć więcej niż mogą dostarczyć moje lakoniczne opisy. Gdyby ten blog był bogatszy w recenzje to moglibyście sobie poczytać o tych komiksach tutaj. Zanim liczba recenzji wzrośnie pozostaje mi linkować innych.

5 kwietnia 2010

Nadchodzi najlepszy film wszech czasów!

Może jeszcze o tym nie słyszeliście, ale nadciąga produkcja którą przewidzieli starożytni Majowie i która wg ich przepowiedni oznacza koniec świata. Ze względu na niedokładność przyrządów pomiarowych w starożytności ich mędrcy pomylili się o jakieś dwa lata. Koniec świata nie nastąpi w grudniu 2012 tylko w sierpniu 2010. Wtedy do kin wchodzi "The Expendables" - nowy film Sylwestra Stallone. Poza Sly'em wystąpią w nim Jet Li, Jason Statham, Dolph Lundgren, Mickey Rourke, Bruce Willis i gościnnie Arnold Schwarzenegger. Na skutek spotkania takiej dozy zajebistości wszechświat najprawdopodobniej imploduje. Najprawdopodobniej. Dzięki Bogu w filmie zabrakło Stevena Seagala, Jean Claude'a van Damme'a, Kurta Russela i Lorenzo Lamasa. Wtedy na 100% mielibyśmy przesrane. Poniżej trailer. Ostrzegam! Po '300' kobiety wychodziły z kina z brodami. W przypadku "The Expendables" stężenie testosteronu może być jeszcze większe. Już trailer może powodować takie objawy.



Wierzcie lub nie, ale sądzę, że ten film zmieni oblicze światowej kinematografii. Nawet jeśli nie, wystarczy zebrać kilku mężczyzn w wieku 20-30 lat wychowanych na przygodach w/w aktorów, dać im odrobinę alkoholu i bilety do kina. Efekt gwarantowany. Testy na ludziach przeprowadzono przy okazji premiery czwartej odsłony przygód Johna Rambo. Rezultaty były bardzo obiecujące. Ja w każdym razie trzymam moją koszulkę z Rambo w pogotowiu.

Jeszcze jedno. Nakładem Dynamite Entertainment pojawi się czteroczęściowa mini seria komiksowa "The Expendables". Pierwszy numer już jest dostępny. Autorem scenariusza jest Chuck Dixon, a za rysunki odpowiada Esteve Polls. Strona wydawcy.